6 lipca 2007

Googlers, Nooglers, Gayglers...

Czyli pracownicy Google, nowi pracownicy Google i pracownicy Google o orientacji homoseksualnej.

Dlaczego mówimy o tych przydomkach?

Jak donosi IS, odbyła się niedawno w USA (a także w Paryżu i Madrycie) Google Gay Pride, dzięki której korporacja zamanifestowała, że nie dzieli ludzi, nie dyskryminuje, że jest otwarta i tolerancyjna.

Brawa dla Google!

--
Aneta Mitko


Udostępnij:

7 komentarzy:

Anonimowy pisze...

klask klask!

Ludwik pisze...

Polecam też mój wywiad na ten temat, w blogu do którego linkujesz - http://blogoscoped.com/archive/2007-06-18-n44.html

Anonimowy pisze...

Tym razem pudło. Manifestowanie, obnoszenie się - w tym przypadku z homoseksualizmem, to nic innego, jak podkreślanie podziałów. A że G jest bardziej papieskie od papieża, to wiadomo od dawna. Nie ma się czym podniecać.

Anonimowy pisze...

Ja mysle, ze to nie jest obnoszenie sie z czyms. W koncu pewnie nikt ich nie zmuszal. Firma nie nakazala zrobic parady dla budowania swojego wizerunku, tylko nie miala nic przeciwko temu, zeby jej pracownicy wyrazali siebie tak jak chca. U nas to by nie przeszlo. Dlatego warto chwalic takie zdarzenia.

Anonimowy pisze...

Aneto, wydarzeniem godnym pochwały z racji braku precedensu byłaby manifestacja hetero. Zamiast łazić po okolicy z powodu takich czy innych skłonności, niech się biorą do roboty i np. sfinalizują remont algo podjęty w czerwcu 2005.

Ludwik pisze...

Parady Gejów i Lesbijek mają na celu zwrócić uwagę na problem nietolerancji wobec tych mniejszości. Nie uczestniczą w nich tylko osoby homoseksualne, ale ogólnie osoby chcące pokazać swoje wsparcie dla idei tolerancji. Trudno żeby podobne marsze odbywały się w "obronie" większości heteroseksualnej, która wszak nie jest prześladowana. Choć trzeba przyznać - pan Giertych mężnie próbuje ("marsze normalności"). Więc choć heteroseksualiści nie mają powodu żeby robić własne marsze, bo są większością to nie można powiedzieć żeby nie obnosili się ze swoimi heteroseksualnymi związkami. W ekstremalnych przypadkach przybiera to kształt ogromnych imprez, wysyłania informacji do wszystkich w około i publicznych pocałunków ("ślub"). Oczywiście nie ma w tym nic złego. Ale niech nikt potem nie mówi, że jak dwóch mężczyzn trzyma się za ręce to się "obnoszą".

Anonimowy pisze...

z jednej strony nie ma czego chwalic (bo moim zdaniem takie manifestacje powinny byc czym normalnym; nota bene - to, co powszechne, szybko powszednieje), z drugiej nie ma czego ganic. bardziej od pobudek google ciekawi mnie, czy manifestacja dala - zamierzony lub nie - efekt marketingowy:)